Marcantonio Raimondi Malerba to artysta ironizujący, wprowadzający grę dziecięcej wyobraźni do poważnego świata dorosłych. O twórczych aspektach jego projektów i niejednoznaczności wizualnej sygnowanej przez niego sztuki rozmawia Agnieszka Bzdyra.
Eksplorujesz ryzykowne obszary sztuki, co naraża Cię na niezrozumienie i etykietę „dziwnego designera”, „dziwnego artysty”. Skąd bierze się w Tobie potrzeba tworzenia tak nietypowych obiektów sztuki i designu?
I to jest właśnie świetne: „dziwny” designer, artysta! Mówię to zupełnie poważnie. Nie uważam, by takie określenie wiązało się z ryzykiem, ale raczej z możliwościami. Uczęszczałem do szkoły artystycznej, a następnie ukończyłem akademię sztuk pięknych. Sztuka odgrywa kluczową rolę w moim życiu, skłaniając mnie do redefinicji osobistych poglądów. Z tego względu jestem wdzięczny za istnienie tego nietypowego rodzaju designu. Obecnie dużo uwagi poświęca się rodzajowi kreatywności opartemu na kombinacji dwóch różnych światów – sztuki i designu. Podoba mi się to, że moja kariera designera wynika niejako z tej wcześniej obranej artystycznej ścieżki. Design pomaga ujmować mi sztukę w sposób bardziej pogodny. Dawno temu, kiedy zbyt serio traktowałem swoją pracę, usiłowałem zrobić z niej narzędzie służące rozwiązywaniu problemów własnego życia. To jednak za głęboko posunięty sposób na pobudzanie kreatywności. Pozostawanie w pewnym oderwaniu od pracy i oderwanie pracy od życia pozwala wzbić się o wiele wyżej.
Motywem przewodnim Twoich prac jest ironia, wykorzystywana do interpretowania dynamiki i piękna natury. Dlaczego właśnie ironia?
Sądzę, że sposób mojego myślenia i moje pomysły są nieco zbyt poważne, dlatego staram się zaprosić widza do świata moich refleksji za pomocą ironii. Ironia jest jak rodzaj kleju, który każdemu z nas jest potrzebny i bywa szeroko akceptowany. Moim osobistym celem jest wywołanie uśmiechu na twarzy odbiorcy moich prac przy jednoczesnym skłonieniu go do myślenia. Jednak nie zawsze jestem aż tak ironiczny, jak się niektórym wydaje. Ironia bywa także praktyczną bronią w zderzeniu z rzeczywistością. Niektórzy ludzie sięgają po ironię w momentach, w których nie chcą stawić czoła jakimś życiowym dramatom lub tragicznym aspektom ich życia. Być może ja także jestem jednym z nich.
Żyjemy w wizualnym i architektonicznym chaosie. Czy sądzisz, że ludzie dojrzeli do tego rodzaju niejednoznacznej wizualnej ekspresji? Do przedstawiania ich świata w krzywym zwierciadle?
Ludzie szybko przyzwyczajają się do tego, co ich otacza. Ja osobiście wolałbym się skupić na wpływie przedmiotów, wśród których żyjemy, na naszą osobowość. Niemniej, to tylko moja prywatna opinia – opinia człowieka, który w przeciwieństwie do firm nie musi konkurować z nikim na szybko zmieniającym się rynku. Niektóre media przedstawiają nasze życie w nieco przerysowany lub rozmyty sposób, ale to właśnie te fałszywe portrety często stają się podstawą naszych działań zmierzających do ujednolicenia się z tym narzuconym z zewnątrz wyobrażeniem o tym, kim powinniśmy być.
Twierdzisz, że ironia to poważna sprawa, z której nie można się naśmiewać. Ale jak się nie śmiać, oglądając dorosłego faceta przebranego w kostium pluszowego króliczka?
Ironia faktycznie jest poważna, bo żeby była źródłem zabawy, należy poważnie respektować rządzące nią zasady. Nie można lekceważyć reguł nawet wtedy, gdy starasz się być ironicznym czy śmiejesz się z czegoś. Dorosły facet w stroju króliczka to człowiek, ale także zwierzę – niedorzeczne zwierzę; pół zwierzę, pół człowiek. Ta rzeźba jest częścią artystycznej instalacji, w ramach której zaprezentowano także hiperrealistyczny mózg ucieleśniający intelekt, umieszczony w bezpośrednim sąsiedztwie człowieka-zwierzęcia. Nie wiem, czy było to bardziej ironiczne, czy raczej dramatyczne. Ja osobiście bardzo lubię kostiumy zwierząt, sam mam ich masę. Więc tę rzeźbę można poniekąd uznać za autoportret.
Jaką wiadomość niesiesz światu?
Ciekawi mnie relacja między człowiekiem a naturą. Człowiek stanowi wyraz najwyższej ekspresji natury, pozostając jednocześnie gatunkiem, który najbardziej się od niej oddalił. Gdybyśmy bardziej słuchali natury i żyli z nią w symbiozie, zyskalibyśmy wewnętrzny spokój. Jesteśmy jedynym gatunkiem, który mógłby osiągnąć pozytywną ewolucję – i to zaledwie w trakcie trwania życia jednego pokolenia. Zamiast tego wszystko zmierza w stronę coraz większej sztuczności. To wielka szkoda i strata. Zatem staram się odwoływać w swoich pracach do natury w bardzo bezpośredni sposób. W projektach użytkowych trudno jest wyrazić ten koncept, ale mimo wszystko raz po raz podejmuję takie próby. Moim celem jest przypomnienie ludziom o tym, kim naprawdę jesteśmy. Skłonienie do refleksji.
W Twoim profesjonalnym życiu sztuka funkcjonuje równolegle z designem, z lekką nad nim przewagą. Tworzysz niezwykłe meble i produkty dekoracyjne, współpracując z wielkimi markami, takimi jak Seletti, Nodus czy Mogg. Kto odpowiada za finalną postać produktu kierowanego do masowej produkcji? Masz pełną swobodę decydowania o tym, co sygnujesz własnym nazwiskiem?
Kiedy pojawia się pomysł, zwykle towarzyszy mu artystyczna wizja, ale nie w sensie projektowym. W dziedzinie wzornictwa jest to oczywiście dosyć skomplikowane przełożenie aspektów artystycznych na seryjny produkt. To właśnie stanowi wyzwanie. Jednak muszę przyznać, że w tym zakresie jestem mało elastyczny, często zdarza się tak, że sedno pomysłu zawarte w artystycznych pierwiastkach jest trudne do zmiany lub w trakcie realizacji mogłoby dojść do zatracenia najważniejszych dla mnie artystycznych komponentów. Wtedy nie decyduję się na produkcję masową. Moim przywilejem jest duża swoboda twórcza, gdyż współpracuję z firmami zainteresowanymi artystycznymi projektami. Dlatego mnie wynajmują.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że świat, w którym żyjesz, balansuje między magią, dziecięcą wyobraźnią i rzeczywistością, która jest tylko elementem dopełniającym reszty. Czy to nie forma ucieczki od poważnych problemów świata dorosłych?
Tak, moja wyobraźnia stanowi strefę komfortu. „Problem” polega na tym, że obecnie stała się rodzajem pięknej pracy pozwalającej mi zarabiać niezłe pieniądze. Szczerze – nie wiem, czy to właściwie mój problem czy problem innych dorosłych. Ale zgadzam się z Tobą; jeśli chcesz tworzyć coś, co nie istnieje, musisz wyobrazić sobie tę nieistniejącą rzecz zupełnie w taki sam sposób, jak robią to dzieci czy magicy albo osoby takie jak ja… W świecie dorosłych istnieją rzeczy, które trudno jest zaakceptować, a tym bardziej polubić. W dziecięcym świecie zwykle wszystko wydaje się dużo fajniejsze.
Studiowałeś w Instytucie Sztuki i Akademii Sztuk Pięknych. Kto był Twoim mentorem, kiedy kształtował się Twój indywidualny styl ekspresji?
Nie uważam, by mój styl już się skrystalizował i na dobre wykształcił. Sądzę, że on ciągle się zmienia i dojrzewa wraz ze mną. Chodzi o to, by się nie znudzić samym sobą. Wybrałem sztukę jako jedynego odpowiedniego mentora, zatem jestem „złożony” z wielu różnych osób.
Nie podążasz za obowiązującymi trendami. Dlaczego? Uważasz, że są nieważne lub zbyt krótkotrwałe, by zaprzątać sobie nimi głowę?
To jest tak, jak z historią miłosną: można ofiarować ukochanej osobie to samo, co ofiarowaliby jej inni, lub spróbować zaproponować jej coś wyjątkowego. Nie jestem zainteresowany tym, co jest trendy. Dlaczego zatem miałbym proponować innym coś takiego? Moja wyobraźnia chce pozostawać oryginalną, ja chcę być oryginalny, ponadczasowy, trwały. Jestem dosyć wymagający wobec siebie…
Mówisz, że obiekty designu przynoszą Ci więcej radości niż sztuka. Dlaczego tak jest?
Tak, sztukę biorę zbyt poważnie, stanowi ona dla mnie największe wyzwanie. Dlatego za każdym razem, tworząc nowy obiekt czy wystawę, jestem bardzo spięty, pełen niepewności i oczekiwań. W tym aspekcie pewnie także różnię się od innych znanych mi artystów, którzy tworzą sztukę dla relaksu lub wspaniałych rezultatów własnej pracy. Dla mnie wyzwaniem jest właściwa analiza tematu; często staram się osiągnąć bardzo realistyczne wrażenie, co także nie jest łatwe. Ale jak już mówiłem, design pomaga mi ująć sztukę w lżejszej formie i docenić najprostsze rozwiązania. W designie mogę cieszyć się z ograniczeń wynikających z zewnętrznych kooperacji, limitowanych materiałów czy zadania projektowego. Nie wszystko zależy ode mnie. W sztuce jestem sam ze sobą, z nieograniczonymi możliwościami, spośród których muszę dokonać wyborów.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad oryginalnie opublikowany w Point of Design wydanie jesień/zima 2016.