W rozmowie z Sebastianem Herknerem redaktor naczelna Agnieszka Bzdyra odkrywa motywacje designera do sięgania do tradycji i tworzenia uniwersalnego, jakościowego designu.
Studio designu Sebastiana Herknera to w zasadzie Ty i Twój asystent. W jaki sposób udaje Ci się pogodzić biznesową stronę pracy z tą kreatywną?
To proste: jeśli robisz coś z pasji, to nie jest problemem łączenie tych dwóch funkcji. Z czasem staje się to naturalne, że wszystko dzieje się jednocześnie.
Doświadczenie w prowadzeniu własnego studia projektowego zdobywałeś, pracując dla Stelli McCartney, kiedy jej zespół liczył zaledwie kilka osób. Czy to wtedy odkryłeś, jak znaleźć niezależność w świecie designu?
Właśnie skończyłem licencjat na uniwersytecie w Offenbach i wówczas pojawiła się szansa na współpracę ze Stellą. Przyznaję, to było świetne doświadczenie – zajmowanie się zupełnie inną dyscypliną projektową niż ta, którą studiowałem. Generalnie nie sądzę, by jedynie krzykliwy, skoncentrowany na jednym wątku design był czymś, czego warto się podejmować, i chyba dlatego tak bardzo lubię realizować interdyscyplinarne projekty.
Jak można określić produkty sygnowane Twoim nazwiskiem?
Cała filozofia studia projektowego i koncepcja designu skupiają się wokół wyjątkowej jakości wyrażonej poprzez materiały, kolory, technologię i rzemiosło. To coś bardzo osobistego, mającego źródło w instynktownym kierowaniu uwagi na unikalność. W taki sposób zaczyna się proces powstawania nowego designu.
Stanowisz rodzaj łącznika między tradycyjnymi umiejętnościami rzemieślniczego projektowania a nową generacją designerów. Co ciągnie Cię w stronę tradycji?
Sądzę, że wszystkie kultury mają bardzo interesujące tradycje rzemieślnicze oraz te związane z techniczną obróbką materiałów, samym materiałem i sposobem posługiwania się kolorami. Dążę do jak najlepszego ich poznania i zrozumienia, by następnie móc je zinterpretować, ułożyć w nowe scenariusze i ulokować w innym kontekście. Praca z artystami i rzemieślnikami jest poza tym bardzo inspirująca i zarazem wysoce produktywna.
Kiedyś powiedziałeś, że wolisz projektować produkty, które będą zawsze żywe. Czy to oznacza, że nie podążasz za aktualnymi trendami? Jakie czynniki decydują o tym, że design opiera się próbie czasu?
To zdecydowanie jakość i materiał pozwalają mu na długie życie. Jednocześnie sama idea wpisana w produkt jest intrygującym elementem i może pozostawać aktualna nawet przez wiele dekad. Dobrze zaprojektowane produkty mają swoją historię, którą chcą opowiedzieć światu. Im jest ona ciekawsza, tym lepiej świadczy o głębi designu, który z czasem ma szansę stać się klasykiem czy ikoną.
Wielokrotnie powtarzałeś w przeszłości, że nie bardzo jesteś związany z historią niemieckiego designu i jego typografią, bo wiele podróżujesz i czerpiesz wpływy z zewnątrz. Jaki kierunek obierasz w poszukiwaniu inspiracji dla nowych produktów?
Nie ma jednego takiego miejsca. Wszędzie trzeba mieć oczy i umysł otwarte, by zrozumieć społeczność, zmiany ludzkich zachowań lub potrzeby. W ostatniej dekadzie zaszły ogromne zmiany, jak popularyzacja smartfonów czy pojawienie się inteligentnych domów, a to wymaga innego spojrzenia na design – bez względu na szerokość geograficzną.
Dojrzałość projektowa jest czymś, co powstaje na przestrzeni wielu lat. Jak zmieniała się Twoja estetyka i wyczucie materiału, z którym pracowałeś?
Z jednej strony przez lata utraciliśmy wiele sprzętów i obiektów, bo zostały one zastąpione chmurami, w których przechowuje się wspomnienia, zdjęcia, muzykę i filmy… Z drugiej strony uświadomiliśmy sobie potrzebę pewnej delikatności, dlatego w naszych głowach odrodziła się potrzeba sięgnięcia po dawne materiały: mosiądz, drewno, marmur, ceramikę. Zależy nam, by kontakt z nowym produktem sprawiał przyjemność, dlatego sądzę, że miło jest dotknąć aksamitnego obicia fotela zamiast sztucznego tworzywa. Z czasem uświadomiłem sobie, że warto wrócić do korzeni.
Kim są Twoi idole designu i co jest w nich wyjątkowego?
Moimi bohaterami są rzemieślnicy, którzy są w stanie przekształcić niematerialną koncepcję w realny produkt. To ludzie z otwartymi umysłami, gotowi podjąć się nowych wyzwań i zaryzykować całkiem nowe kierunki designu.
Wspomniałeś, że dobrze zaprojektowane produkty trwają, niosąc wiedzę dla następnych pokoleń. Czy Ty także czujesz się odpowiedzialny za ten dialog ponad czasem? Jaki rodzaj wiedzy chcesz przekazać?
Sądzę, że warto zatrzymać dla potomnych współczesne podejście do projektowania i filozofię designu. Obecnie zachodzą duże i znaczące zmiany w Europie: mamy Brexit, Katalonia chce odłączyć się od Hiszpanii… Sądzę, że warto komunikować wartości europejskie, ale też wagę rzemiosła oraz identyfikację poprzez kulturę.
Współpracowałeś z licznymi manufakturami europejskimi i znanymi markami. W jaki sposób te kooperacje przebiegały?
Design to rodzaj dialogu… Trzeba rozumieć klienta i jego firmę, dotrzeć do samego DNA, historii, ale także dostrzec wizję, którą firma chce zrealizować. Zwyczajnie, jak w codziennym życiu, niezbędne są szacunek i wzajemne zrozumienie, by efekt był zadowalający dla obu stron.
Tworzenie dla światowej klasy marek oznacza respektowanie ich osobowości. W jaki sposób włączasz własną wrażliwość projektową w ugruntowany wizerunek marki?
To zawsze jest długi proces oparty na dialogu. Nigdy zresztą nie różnicuję podejścia w zależności od tego, czy tworzę dla sławnego brandu, czy też dla zupełnie nieznanego. Jedno i drugie jest równie interesujące i tak samo wymagające. To oczywiście duża odpowiedzialność dla marki – powierzenie zewnętrznemu designerowi stworzenia produktu, który będzie idealnie wpisywał się w jej charakter. Czasem firmy życzą sobie czegoś zupełnie świeżego i wtedy jest większe pole do autokreacji. Nie jestem jednak osobą, która przedkłada własne zdanie nad opinie innych, moje ego rzadko góruje.
Pracując nad nowym produktem, od razu wiesz, czy odniesie on sukces, czy może jest to dzieło przypadku lub kwestia szczęścia?
Nigdy nie ma gwarancji, ale zawsze z uśmiechem rozpoznaję ten moment, w którym zdaję sobie sprawę, że nowo powstały produkt w pełni mnie satysfakcjonuje. To wspaniałe uczucie spełnienia.
Projektujesz design do wnętrz. Jak zatem powinno Twoim zdaniem wyglądać wnętrze idealne?
Przede wszystkim: nie powinno być idealne. Projektując prywatny dom, trzeba poznać gust klienta i dopasować design tak, by czuł się z nim jak najlepiej. Około 5%, czyli finishing touch, muszą zrobić sami klienci, aby ożywić wnętrze własnymi wspomnieniami. Dom może nigdy nie być w pełni idealny, proces jego doskonalenia może trwać tak długo jak życie domowników. Powinien ewoluować wraz z nimi.
Jaka jest przyszłość designu?
Sądzę, że będzie on opierać się w znacznej mierze na wygodzie oraz będzie służył ładowaniu własnych baterii i po prostu gwarantowaniu bezpieczeństwa.
Należysz do młodego pokolenia designerów, ale masz już na swoim koncie rozpoznawalne na całym świecie produkty, jak lampa Oda, zaprojektowana dla Pulpo, czy Banjooli dla Moroso. Wiem, że to wymaga od Ciebie pewnej próżności, ale zaryzykuję pytanie: czy widzisz siebie pośród największych designerów XXI w.?
Mam nadzieję, że nie. Nie lubię tytułów i nadawania etykietek. To nie ma sensu, bo ja po prostu robię coś, co naprawdę kocham – to jest mój największy przywilej.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł oryginalnie opublikowany w magazynie Point of Design jesień/zima 2017.