Search

Perfumy wszechczasów – pachnąca historia

Dawne elegantki wybierające zapachy dla siebie.

Mimo wielotysięcznej tradycji tworzenia perfumowanych mikstur, sięgających czasów Kleopatry, dopiero XIX wiek przyniósł właściwy rozwój nowo rodzącej się branży. Jej wartość jest obecnie wyceniana na kilkanaście miliardów dolarów, co obrazuje znaczenie perfum w codziennym życiu niemal każdego człowieka.

Współczesne kobiety używają przeciętnie sześciu różnych zapachów – luksusowych, wyszukanych, organicznych lub popularnych, będących mieszanką talentu i wiedzy z zakresu chemii.

 

Tam, gdzie zrodził się zapach

Pod koniec XIX wieku wiedza chemiczna na temat przetwarzania składników organicznych była już na tyle zaawansowana, że podjęto pierwsze próby tworzenia zapachów syntetycznych imitujących drogie lub trudno dostępne składniki naturalne. Równolegle z tym procesem nastąpił przełom w branży tekstylnej, która na bazie podobnych eksperymentów chemicznych zaczęła wytwarzać sztuczne barwniki do farbowania tkanin.

Miejscem uznanym za centrum świata perfumeryjnego było prowansalskie Grasse na południu Francji. Rośnie tam większość kwiatów i ziół tradycyjnie wykorzystywanych w przemyśle perfumeryjnym. Pierwszymi wytwórcami perfum w tym regionie byli producenci skór, którzy zdawali sobie sprawę z intensywności niemiłego zapachu wydzielanego przez garbowane skóry. Sami także dogłębnie przesiąkli zapachem własnej pracy, dlatego korzystając z własnej wiedzy botanicznej, nacierali siebie i skóry aromatycznymi miksturami niwelującymi odór. Była to produkcja na mikroskalę. Szybko zrodziła się potrzeba wprowadzenia zapachu w szerszym zakresie.

Pierwsze perfumy

Pierwsze profesjonalne firmy perfumeryjne powstały pod koniec XIX wieku. Przełomem były Fougère Royale firmy Houbigant stworzone w 1882 roku przez Paula Parqueta, który jako pierwszy połączył naturalne składniki z syntetycznymi. Chcąc uzyskać fantazyjny akord paproci, dodał syntetyczny składnik – kumarynę – do klasycznej wody kolońskiej bazującej na nutach cytrusowych, lawendzie i geranium. Bogate nuty ambry, piżma i mąkli tarniowej dopełniły kompozycji, dającej początek rodzinie zapachów zwanych fougère.

Zapach ten zainspirował wiele ikonicznych perfum z późniejszych lat, takich jak Canoe (Dana, 1935), Kouros (Yves Saint Laurent, 1981), Drakkar Noir (Guy Laroche, 1982) czy Cool Water (Davidoff, 1988).

Zaledwie rok później (1883) na scenę perfumeryjną wkroczył Aimé Guerlain, który dał początek potędze kosmetycznej istniejącej po dziś dzień. Pierwsze eksperymenty z syntetycznymi składnikami zaowocowały powstaniem Arôme Synthétique de Fleurs d’Espagne i Arôme Synthétique de Fleurs de Champs. Żywot tych zapachów nie był jednak długi; na rynku utrzymał się dopiero kolejny – Jicky (1889), w którym także wykorzystano kumarynę i wanilię w celu nadania nowego wymiaru energetycznej cytrusowo-ziołowej strukturze. Nowo odkryte syntetyki nie były jedynym powodem, dla których perfumy Jicky nazwano zapachem fascynującym. Guerlain zyskał status nowoczesnego perfumiarza dzięki połączeniu ciepła orientalnych akordów z kuszącą smakowitą słodkością.

Na bazie tego zapachu wylansowano kolejne ikony branży: Shalimar (Guerlain, 1925), Bois des Iles (Chanel, 1925), Must de Cartier (Cartier, 1981), Dune (Christian Dior, 1992) czy – z bardziej współczesnych – Vetiver Oriental (Serge Lutens).

Era najwspanialszych zapachów

Wiek XX rozpoczął się od wielkich wydarzeń, które zapoczątkowały masowy rynek perfumeryjny. Do gry weszła firma François Coty z zapachem w nowym stylu – L’Origan (1906). Perfumy pachnące orientalnymi kwiatami były czymś dotychczas niespotykanym. Łączyły w sobie bogactwo klasycznych orientalnych nut ze świeżością pomarańczy, jaśminu, ylang-ylang i goździków. Zapach był prekursorem późniejszych wspaniałych produktów, takich jak Oscar (Oscar de la Renta, 1976), Vanderbilt (Gloria Vanderbilt, 1981), Poison (Dior, 1985) i LouLou (Cacharel, 1987). Oryginalny produkt nie zdołał oprzeć się próbie czasu; jest ciągle na nowo odkrywany przez kolejnych następców, np. Vivienne Westwood (Boudoir) czy Giorgio Armani (Armani Code for Women).

Jedenaście lat później, w 1917 roku, pojawiły się następne perfumy stworzone przez Coty – Chypre. To zapach niezapomniany, oczekujący na swoją reedycję choćby w uboższej, spłyconej wersji; możliwy obecnie do powąchania jedynie w muzeum perfum Osmothèque.

Oprócz nielicznych wyjątków w postaci Quelques Fleurs (Houbigant, 1912) czy Narcisse Noir (Caron, 1912) pierwsze dwie dekady ubiegłego stulecia należały jednak do Guerlaina. Zachęcony sukcesem wcześniejszych produktów powołał do życia L’Heure Bleue – inspirowane L’Origin firmy Coty – i Mitsouko o lekko brzoskwiniowych nutach uzyskanych dzięki aldehydowi C-14. W zmodyfikowanej formie zapach z 1919 roku powtórzono pod postacią Idylle. Stał się on także silną inspiracją dla przyszłego wielkiego couturiera, Yves’a Saint Laurenta, który w podobnej tonacji wykreował Y i Champagne.

Chanel rewolucjonizuje rynek

Prawdziwy przełom miał dopiero nadejść wraz z Gabrielle Coco Chanel. Ta zbuntowana kobieta zawsze szukała rozwiązań niestandardowych i znacznie wyprzedzających swoje czasy. Od 1921 roku No. 5 pozostaje niezmiennie najlepiej sprzedającym się zapachem na świecie. To nie zasługa efektywnego marketingu, ale rzeczywiste perfumeryjne rzemiosło najwyższej próby, które sprawiło, że pierwsze perfumy Chanel na zawsze zyskały status ikonicznych. Fakt, że wkrótce będą obchodzić swoje setne urodziny, nie przeszkadza mówić o nich – nowoczesne. Chanel nie tylko uwolniła kobiety z ciasnych gorsetów i pozwoliła im nosić spodnie, lecz także zatarła granicę zapachu pomiędzy damą a kochanką. Coco była wolną kobietą w pełni tego słowa znaczeniu, ubierała się, jak chciała, prowadziła własnego rolls-royce’a, posiadała własne domy i znakomicie prosperujący biznes. Ten stworzony na własne potrzeby wizerunek kobiety na wskroś nowoczesnej posłużył za bodziec do wykreowania zapachu utożsamiającego wszystko to, w co wierzyła. Ona sama lubiła zapach mydła, kojarzący się ze świeżo upranymi ubraniami; zapach, który znała z dzieciństwa (w końcu jej matka była zwykłą praczką).

O tym pachnącym wspomnieniu i wizji nowoczesnej kobiety opowiedziała Ernestovi Beaux z Grasse, którego wybrała na ojca swojego pierwszego perfumowego dziecka.

Na przestrzeni kilku miesięcy powstała seria 10 próbek perfum, spośród których Mademoiselle miała wybrać ten jedyny. Nie trudno zgadnąć, że wybór padł na No. 5. Wokół tego ikonicznego zapachu krąży legenda, jakoby był on efektem pomyłki asystenta Beauxa, który dodał dziesięciokrotnie większą dawkę aldehydu niż zakładana pierwotnie. Wiele lat później Chanel mówiła o zapachu: „To było coś, na co czekałam – perfumy niepodobne do żadnych innych. Kobiece perfumy pachnące kobietą”.

Zapach pracującej kobiety

Lata 20. i 30. były przełomowym momentem dla emancypacji kobiet. Wiele z nich podjęło trud pracy poza domem, w związku z czym zyskało pewność siebie i niezależność finansową. Naładowane nową energią chciały wyrażać ją nie tylko przez strój, ale także przez zapach – perfum i papierosów. To czas szalonej zabawy i nieposkromionej kreatywności. Powstawały nowe domy mody, a na światło dzienne wychodziły uzdolnione modystki i szwaczki. Jedną z nich była Jeanne Lanvin, która swoje miejsce na ziemi znalazła przy Rue du Marché Saint-Honoré. Zyskując na znaczeniu w branży modowej, również postanowiła mieć swój autorski zapach. Jego twórcami zostali André Fraysse i Paul Vacher, a inspiratorką – córka modystki, Marie-Blanche. Stała się ona także autorką nazwy perfum – Arpège, które powstały dla uczczenia jej 30. urodzin. Od samego początku sprzedawane w niezmienionej czarno-złotej butelce z sylwetką matki ubierającej córkę, projektu Paula Iribe’a, stanowią przykład ponadczasowego mistrzostwa zapachu i designu.

Fascynacja Orientem

Wkrótce nadeszła odpowiedź na Arpège i No. 5. Guerlain powołał do życia zapach Shalimar, który zachwycił nawet konkurencję. Orientalne nuty w połączeniu z syntetyczną wanilią dały nieprawdopodobny efekt. Ernest Beaux komentował: „Kiedy ja używam wanilii, uzyskuję angielski krem; gdy robi to Guerlain, powstaje Shalimar”.

Był to strzał w dziesiątkę, jeśli weźmie się pod uwagę wszechstronny zachwyt i fascynację kulturą Orientu w latach 20. ubiegłego wieku. Do tego dochodziła wyjątkowa historia miłosna wpisana w zapach. Władca Szahdżahan, bezgranicznie zakochany w swojej żonie Mumtaz Mahal (co po polsku znaczy „klejnot pałacu”), poświęcił jej część pałacowych ogrodów, nazywając je Ogrodami Shalimar. Tam kwitła ich miłość aż do śmierci Mumtaz Mahal (ku czci zmarłej żony Szahdżahan kazał wybudować słynną świątynię – Tadż Mahal).

Wyjątkowa w Shalimar jest klasyczna XIX-wieczna struktura cytrusowej wody kolońskiej (zawierającej prawie 30% olejku z bergamotki) w połączeniu z akordami wanilii, grochu tonka, piżma i kastoreum. W porównaniu do innych stworzonych w tym czasie orientalnych zapachów ten wydaje się być rzeczywiście awangardowy.

Otworzył on drogę dla wielu różnorodnych rodzin zapachów: od zwierzęcych skór Must de Cartier (1981), przez smakowite Cašmir (Chopard, 1991) i Angel (Thierry Mugler, 1993), po orientalne owoce, takie jak Allure (Chanel, 1996).

Joie de vivre

Historia pokazała, że niejednokrotnie kreatorzy zapachów byli bardziej fascynujący niż wytwory ich pracy. Tak było w przypadku Henriego Almérasa pracującego dla Jeana Patou. Pewnego razu stworzył zapach z pobudek czysto egoistycznych, by zaimponować pięknej blondynce, o której względy zabiegał. W jego laboratorium powstały perfumy o historii równie krótkiej co romans, gdyż chemik nie zapisał receptury zapachu, a dziewczyna także „ulotniła się” po krótkim flircie. Ten sam miłośnik życia stworzył zapach Joy, w pełni odzwierciedlający intencje twórcy. Silne akcenty olejków różanych i jaśminu czynią go zdecydowanym i wyrazistym. I choć nie był to zapach genialny, to Joy – jako jeden z pierwszych obok Chanel – podkreślił związek między modą a perfumami. Powstały na początku wielkiego kryzysu światowej gospodarki lat 30., stanowił rodzaj miłego prezentu ze strony Patou ofiarowanego na pocieszenie tracącym fortuny krezusom. Po latach, w 2000 roku, Fragrance Foundation (FiFi) uznało Joy za zapach minionego stulecia.

Echa Joy pobrzmiewają w zapachach Capricci (Nina Ricci, 1961), Pour Femme (Bulgari) czy L’Interdit (Givenchy).

By przyćmić zapach wojny

„Stworzyłem Femme w 1943 roku w Paryżu, podczas najgorszych dni wojennej zawieruchy, w budynku sąsiadującym z walącą się norą z jednej strony i fabryką farb z drugiej” – tak wspomina Edmond Roudnitska atmosferę towarzyszącą powstaniu olśniewających i nieco lubieżnych perfum dla domu mody Rochas. Dzięki wykorzystaniu sztucznego aromatu oddającego połączenie bzu i ciemnego drzewa wprowadził owocowe nuty, wcześniej wyczuwane w Mitsouko, na niespotykany dotychczas poziom. Godnymi następcami były Miss Carven (Carven), Deci Delà (Nina Ricci) i Dolce Vita (Christian Dior). Zapach doczekał się swojej reedycji w 1989 roku, jednak w znacznie lżejszej formie, daleko odbiegającej od oryginału Roudnitski.

Czasy nie sprzyjały błahym tematom, a do takich niewątpliwie zaliczały się perfumy. Mimo że branża drzemała w oczekiwaniu na lepsze jutro, raz na jakiś czas pojawiała się kompozycja, która miała przyćmić zapach wojny.

Zdolnymi do tego wyczynu mieli być jedynie mężczyźni, jak pisał w 1947 roku Donald William Dresden w artykule dla New York Timesa – The Twenty „Noses” of France. Że bardzo się mylił, udowodniła Germaine Cellier, słynąca z krótkich formuł zapachowych eksplorujących jaskrawe kontrasty między poszczególnymi nutami. Wprowadziła ona na rynek pierwszy zapach typu green floral ( zielone kwiaty) – Vent Vert (1945), stając się trendsetterką nowej linii zapachowej, w której znalazły się też: No. 19 (Chanel), Aliage (Estée Lauder), Cabotine (Grès), Un Jardin en Méditerranée (Hermès) czy Bel Respiro (Chanel) – z tych bardziej współczesnych.

Tuż po zakończeniu wojny z uśpienia wyszli artyści i krawcy, w tym król klasycznego krawiectwa – Christian Dior. Nowo powstały dom mody Dior (1946) słynął z elegancji i wielkiego kunsztu krawieckiego. Tam rodziły się dzieła sztuki plasujące klientki firmy wśród istot wyjątkowych, delikatnych i niemal nieziemsko pięknych. Miss Dior, zapach stworzony przez Jeana Carlesa i Paula Vachera w 1947 roku, był także jak idealnie oszlifowany diament. Łączył w sobie to, co najlepsze, czerpiąc inspiracje z wyrazistej kompozycji Cellier i słynnego zapachu Chypre firmy Coty. Był harmonijny, a jednocześnie pikantny i kwiatowy, pozostający wiernym benchmarkiem wielkich perfum Chypre. Na bazie zapachu Diora powstały Givenchy III, Noire (Lancôme), Balmain de Balmain czy Arabian Wood (Tom Ford) i Balenciaga Paris. Miss Dior to jednocześnie jedna z największych ofiar nowych regulacji branży perfumeryjnej, eliminującej niektóre składniki perfum ze względu na ich alergenne właściwości.

Amerykański zmysł powonienia

Dopiero w 1952 roku francuską hegemonię w branży perfumeryjnej przełamali Amerykanie. Mimo że twórczyni zapachu – Josephine Catapano – nie zdobyła tak wielkiej sławy jak perfumy, które stworzyła, to jednak przeszła do historii wraz z Youth Dew – zapachem sygnowanym marką Estée Lauder. Ta włoska imigrantka zmieniła zwyczaje tysięcy Amerykanek, dla których wcześniej niewyobrażalne było kupowanie osobistych perfum. Youth Dew, wylansowane jako olejek do kąpieli, stanowiły pierwszy krok w stronę rozwoju masowego rynku perfumeryjnego. Zapach sam w sobie nie był zbyt wyrafinowany, ale miał charakter (nieco mroczny) i zaznaczał swoją obecność. Jego kontynuację stanowią m.in. Dioressence (Christian Dior) i Coco (Chanel).

Trzy lata później Amerykanie odnieśli kolejny wielki sukces, wzorując się na kompletnej wizji luksusu stworzonej na potrzeby Miss Dior przez francuski dom mody. Revlon stworzył zapach Intimate, który mimo że zniknął z rynku dawno temu, stanowił istotny moment w historii perfum Nowego Kontynentu. Była to łagodniejsza wersja Miss Dior o nieco pluszowym, miękkim charakterze z wyraźnymi kompozycjami kwietnymi stworzonymi na bazie róży, narcyzów i jaśminu. Tym samym konceptem kontynuowano kwietne akordy w Givenchy III i Woman Two (Jil Sander).

Impresjonizm i abstrakcja

Do początku XX wieku większość zapachów stanowiła stosunkowo prostą mieszankę naturalnych składników. Pojawienie się nowych materiałów i ogólna zmiana upodobań klientów skierowały uwagę wielkich perfumiarzy w stronę impresjonizmu i abstrakcji, w których poszukiwali nowych inspiracji i nieoczywistych walorów estatycznych. Społeczeństwo odchodziło od klasyki i z odwagą testowało nowości we wszelkich dziedzinach życia. Teraz liczyło się wrażenie, a nie fakty. W takiej atmosferze ulotności powstały perfumy Diorissimo (1956) w laboratorium Edmonda Roudnitski. Były nie tyle zapachem bzu i delikatnych wiosnennych kwiatów, ile doświadczeniem budzącej się do życia przyrody, słonecznego kwietniowego dnia, świeżości i nowości.

Tę samą harmonię pionierskiego zapachu Diora powtórzono w Envy (Gucci) i Parfum d’Été (Kenzo).

Brutal vs Dzikus

Lata 60. i 70. ubiegłego wieku zdefiniowały wizerunek mężczyzny twardziela. Odpowiedzią był zapach Brut zrodzony w głowie Karla Manna w 1964 roku. Natychmiast po wprowadzeniu na rynek firma Fabergé rozpoczęła agresywną, acz mądrą kampanię marketingową, czyniąc z Bruta najbardziej rozpoznawalny męski zapach tamtych lat. Każdy mężczyzna pachniał równie męsko, otulony miękką wonią wanilii i świeżych nut ziołowych. Jednak czy rzeczywiście wszyscy chcieli być jednakowi? Otóż nie, dlatego ten spektakularny sukces stał się największą porażką rynkową. Zapach, choć nadal dostępny na rynku za mniej niż 10 dolarów, stanowi raczej źródło żartów niż obiekt męskiego pożądania.

Nieco chropowatą męskość pragnął uchwycić także Christian Dior, ale w typowym dla siebie eleganckim wydaniu. Eau Sauvage stanowiły nowoczesny pomysł na prezentację floralnych nut w męskich perfumach. Roudnitska zrezygnował z ciężkich nut zwierzęcych, ziemistych czy orientalnych, zamiast tego postawił na świeżość cytrusów i aromatyczne zioła, by uzyskać klasyczną wodę kolońską.

Kontrasty i flirt z przeszłością

Yves Saint Laurent tworzył nowe trendy i zwykle był krok przed innymi projektantami, nigdy jednak na dobre nie wyrzekł się przeszłości i przez lata pozostał wierny własnemu stylowi mimo krytyki i zarzutów o nieco przykurzone pomysły. Podobnie było z perfumami. Rive Gauche z 1969 roku były pomostem łączącym teraźniejszość z przeszłością. Kontynuowały tę samą floralno-aldehydową mieszankę, jaką wykorzystano w Chanel No. 5, ale także czerpały z Calandre stworzonych w tym samym roku przez Paco Rabanne. Ciężko od razu docenić ten złożony zapach, który jednak w momencie uwalniania kolejnych warstw odkrywa swoją głębię, upewniając, że tytuł ikony zdobył w pełni zasłużenie.

Jean-Paul Guerlain opierał się natomiast na kontraście, nie odnosząc się do sentymentów czy wspomnień, ale budując napięcia. W tym samym roku co YSL stworzył Chamade ze zróżnicowaną paletą zapachową, od bogactwa kwiatów do goryczki czarnej porzeczki.

More is more

Choć modernizm był w rozkwicie, a jego bazowe idee nadal pobrzmiewały echem w architekturze i modzie, niektórzy perfumiarze ignorowali minimalistyczne tendencje, dając upust bogactwu i złożoności form. Jednym z nich był Oscar de la Renta, zafascynowany egzotyką i kulturą flamenco. W 1977 roku, pod postacią zapachu Oscar, przywołał wspomnienia z dzieciństwa zakodowane w egzotycznych woniach tuberozy, pomarańczy, ylang-ylang, jaśminu i róży. Zapachem tym przywrócił do mody mieszankę białych kwiatów i orientalnych akcentów, tak modnych w 1900 roku. Dla de la Renty więcej znaczyło po prostu więcej, bez podtekstów i zbędnych nieścisłości. Słodki i bogaty zapach okazał się jednak na tyle ciekawy, że mimo tendencji do redukcji składników znalazł swoich naśladowców. Vanderbilt (Gloria Vanderbilt, 1981), LouLou (Cacharel, 1987), Laguna (Salvador Dali, 1991) czy Classique (Jean-Paul Gaultier, 1993) – wszystkie je łączy przepych i bogactwo drogich składników.

Opium, skandal i Yves Saint Laurent

Opium (1977) miało uzależniać kobiety tak samo jak moda Saint Laurenta. Kobiety Yves’a były rozpoznawalne z daleka – smukłe, nowoczesne, ubrane w męski smoking; potrzebowały jedynie zapachu, który dopełni ich wizerunku. Françoise Marin, Jean-Louis Sieuzac i Raymond Chaillan stworzyli zatem woń nieoczywistą i tajemniczą, która od wejścia na rynek budziła kontrowersje. Kampania reklamująca perfumy była skandalem, hasło brzmiało: ”Opium for those who are addicted to Yves Saint Laurent”. Psychologicznie skażona nazwa, sugestywne hasło, atmosfera narkotycznego szaleństwa w trakcie promocji budziły negatywne emocje. Sam Laurent, natchniony słowami Cocteau, mówił: „Nadając moim perfumom nazwę Opium, miałem wielką nadzieję, że dzięki swoim mocom będą mogły uwolnić boskie fluidy, magnetyczne fale i uroki uwodzenia, z których narodzi się szalona miłość od pierwszego wejrzenia… kiedy kobieta i mężczyzna patrzą na siebie pierwszy raz”.

W ciągu roku zyski ze sprzedaży Opium w Europie wyniosły 30 milionów dolarów, a w Stanach Zjednoczonych Fragrance Foundation uznało reklamowy Opium za kampanię roku. Skandal wywołany perfumami przerodził się w sukces handlowy i medialny. Od czasów Chanel No. 5 prasa nie poświeciła tak wiele uwagi żadnym innym perfumom.

Dekada niebezpiecznych związków

Opium, pachnące kochanką o zwierzęcej namiętności, zapoczątkowało linię zapachów zmysłowych, korzennych, ambrowych, orientalnych. Zapowiadało nadchodzący czas niebezpiecznych związków i rozluźnienia obyczajowego. Obsession Calvina Kleina, Samsara Guerleina czy Poison Diora były dziećmi zrodzonymi z wizjonerskiego ojca – Saint Laurenta.

Świat chwiał się w podstawach, a modę kształtowały spektakularne nowe zjawiska, takie jak tabletki do opalania, jogging czy filmy katastroficzne. Nadeszła era disco, walki z demonami i braku ideałów. Świat był jak skóra wytatuowana hasłem no future rzuconym przez zespół Sex Pistols. Brakowało ogólnych tendencji w modzie, nastąpił totalny rozpad kobiecej społeczności na tysiące przypadkowych bytów. Ten kalejdoskop zdarzeń zapoczątkował nową erę w branży perfum – przyszedł czas na indywidualizm w nieco mrocznym wydaniu, przenikniętym erotyzmem, gwałtownością i upadkiem.

Wyrafinowanie na chwilę zastąpiono intensywnością. Giorgio Beverly Hills (1981) włoskiego designera Armaniego pachniały z każdego niedzielnego amerykańskiego dodatku gazety, a restauracje zabroniły go używać, bo dominował nad zapachem jedzenia. Jean-Paul Gaultier, enfant terrible światowej mody, obnażył torsy kobiety i mężczyzny, rozpoczynając swoją przygodę z perfumami Le Male – tańszymi, bardziej masowymi – idąc jak zwykle pod prąd tendencjom, jakimi kierowali się jego koledzy po fachu.

Świat unisex

Nieistniejąca pierwotnie płeć perfum pojawiła się w sposób sztuczny jako element wspomagający działania marketingowe i nakręcający sprzedaż. Wielu znakomitych twórców perfum dowiodło, że nie istnieją zapachy zarezerwowane dla konkretnej płci. Czyż mężczyzna nie może pachnieć orzeźwiającymi cytrusami, a kobieta – mocną ambrą? Wraz z zacieraniem się różnic płciowych, równouprawnieniem, przejmowaniem ról pierwotnie zarezerwowanych dla konkretnej płci powstała moda unisex. Rozlewająca się na wiele dziedzin życia, ogarnęła także kategorię perfum.

Bynajmniej nie jest to moda ostatnich lat, gdyż trend ten zaobserwowała już Coco Chanel. Ze sztucznym podziałem na płeć w świecie zapachów próbował zerwać również Yves Saint Laurent. Na szeroką skalę udało się to jednak dopiero w 1994 roku. To właśnie wtedy swoją premierę miała woda toaletowa One Calvina Kleina – pierwszy zapach oficjalnie oznaczony jako unisex. Jego olbrzymi komercyjny sukces udowodnił dojrzałość płciową rynku.

Tuż po One, w 1996 roku, na rynku debiutował Paco Rabanne z perfumami unisex – co ciekawe, zamkniętymi w opakowaniu wielokrotnego użytku.

Po 2000 roku pojawiło się wiele znakomitych zapachów przeznaczonych dla obu płci. One Summer Calvina Kleina (2011) to jeden z tych przykładów, kiedy udało się uchwycić trendy zapachowe i społeczne w jednej skromnej butelce perfum. Zapach oddaje energię tańca na plaży i żywotnych woni, łącząc aromaty słone i słodkie, morską wodę ze słodkimi cytrusami i rabarbarem oraz skórką brzoskwini.

W 20. rocznicę powstania linii zapachowej Kenzo (2008) firma wypuściła na rynek limitowaną edycję perfum unisex – Vintage. Opakowania utrzymane w stylistyce lat 70. XX wieku przypominały o historii założyciela domu mody – Kenzo Takady; o jego podróży z Japonii do Paryża ku przygodzie z modą. Kenzo Vintage to delikatna i zarazem zmysłowa woda toaletowa dla niej i dla niego, w której znajdziemy nuty mandarynki, tonkowca wonnego, kwiatu heliotropu, drzewa cedrowego, piżma i wanilii.

Karl Lagerfeld zaskoczył rynek perfumami Kapsule. Odrzucając konwencje i dostrzegając coraz silniejszą potrzebę customizowanych produktów, dał klientom bazę składającą się z trzech zapachów, z której samodzielnie można było komponować własną, unikalną wodę toaletową. Wszystkie wody toaletowe łączy charakterystyczny rys drzewny. W ozonowo-cytrusowym Kapsule Light jest to drzewo gwajakowe; w orientalnym Kapsule Floriental – baza oparta na woni sandałowca. Zdecydowanie najbardziej drzewny jest Kapsule Woody, w którym w oryginalny sposób ujęte zostały nuty cedru i mchu dębowego.

Zmysłowa i odważna kwiatowo-szyprowa kompozycja Dolce Gabbana Anthology to jeden z serii zapachów unisex, która zadebiutowała na światowej scenie perfumeryjnej w 2009 roku. Bogata w zmysłowe i uwodzicielskie tony kreacja jest inspirowana tajemniczością i przekazem kart tarota, podkreśla i uwydatnia najbardziej śmiałe cechy osobowości. Perfumy Dolce Gabbana, podobnie jak pozostałe zapachy z tej serii, pozwalają odnaleźć i nakreślić swoje prawdzie ja. Bukiet tych czarujących perfum jest zbudowany na aksamitnych tonach tuberozy, gardenii i jaśminu w otoczeniu ciepłych brzmień paczuli.

Najbardziej oczekiwana premiera roku

Perfumy są jak wisienka na torcie domu mody. Ich legenda ciągnie się pachnącą opowieścią dużo dłużej niż niejedna kolekcja. Choć dom mody Louis Vuitton wspiął się na sam szczyt modowej drabiny, to jednak od kilkudziesięciu lat nie wprowadził żadnego zapachu pod własną marką. W tym roku nastąpi długo oczekiwany przełom. Bynajmniej nie jest to debiut LV w tym zakresie, bo już w latach 20. minionego stulecia firma produkowała pierwsze perfumy. W 1927 roku powstał pierwszy zapach – Heures d’Absence, a w ślad za nim – J’e, Tu, Il. W 1928 roku światło dzienne ujrzały perfumy Réminiscences, a w 1946 – Eau de Voyage. Były to wówczas niedrogie zapachy, które nie przetrwały próby czasu i rosnącej konkurencji francuskich perfumiarzy.

Nowy zapach Louis Vuitton jest dostępny w sprzedaży od września, wyłącznie w sklepach firmowych. Powstał w atelier we francuskim mieście Grasse, pod okiem wybitnego perfumiarza – Jacques’a Cavallier Belletrud.

Zainspirowany wizytami w warsztatach rzemieślniczych Cavallier postanowił stworzyć ekstrakt skóry charakterystyczny dla marki Louis Vuitton. Szczególnie zachwycił go zapach naturalnej, jasnobeżowej skóry – tej, z której powstają rączki i paski do torebek i kufrów Louis Vuitton. W drodze ekstrakcji alkoholowej w laboratorium powstała delikatna i zmysłowa, niemal dziewicza esencja skóry. Cavallier Belletrud przeprowadził też pierwszą na świecie ekstrakcję nadkrytyczną róży stulistnej i jaśminu z Grasse – Maison Louis Vuitton posiada na nią wyłączność. Po raz pierwszy w historii te wyjątkowe kwiaty zaistniały w postaci ekstraktu, który odpowiada ich świeżemu zapachowi.

Artykuł oryginalnie opublikowany w magazynie Point of Design, wydanie jesień/zima 2016.

Zobacz także:

Perfumy Givenchy i Cafè Royal – upojny związek

https://pointofdesign.pl/rekomendowane/trends/parco-palladiano-od-bottega-veneta/

https://pointofdesign.pl/moda/nowa-odslona-chanel-n5/

Write a response

Dodaj komentarz

Close
© Copyrights by Point of Design
Close