Nierozumiany przez odbiorców i krytyków, niedoceniany za życia, pogrążony w odchłani głębokiej depresji, dziś uważany jest za brand tak znany jako Coca-Cola.
Jego najdroższy obraz jest tak piękny, że nie wszyscy to widzą. Wielu wręcz uważa, że to bohomaz. Ale są i tacy, którzy widzą w nim niesamowitą grę barw i konsekwentne dążenie autora do osiągnięcia artystycznego absolutu.
Mark Rothko kochał powtórzenia. Mówił: „Jeśli warto jakąś rzecz zrobić raz, warto ją powtórzyć jeszcze i jeszcze raz, wszechstronnie ją zbadać, wypróbować i doświadczyć, tak aby zmusić publiczność do spojrzenia na nią”. Ta życiowa i artystyczna dewiza stała się nie tylko motywem przewodnim jego prac, ale także przyczyniła się do spektakularnego sukcesu artystycznego i komercyjnego.
Te jednak nie przyszły od razu…
Z piętnem outsidera
Marcus Rothkowitz urodził się w 1903 roku w rodzinie ukraińskich Żydów w Dyneburgu na terenie carskiej Rosji (obecnie Daugavpils na Łotwie). Wrogie nastroje anytyżydowskie zmusiły jego rodzinę do migracji, a los zawiódł Rothkowitzów do Portland w stanie Oregon. Zaledwie kilka miesięcy później zmarł jego ojciec, co zmusiło zaledwie dziesięcioletniego chłopca do podjęcia pracy i trudu radzenia sobie na obczyźnie ze znajomością jedynie języka hebrajskiego i rosyjskiego. Stracone dzieciństwo szybko ukształtowało nieco mroczny charakter Rothki. Od wczesnych lat szkolnych wykazywał wielki talent, choć początkowo jego zainteresowania raczej kierowały się w stronę muzyki niż sztuki. Zauważony w Lincoln High School jako jeden z pierwszych uzyskał stypendium na Uniwersytecie Yale. To było jednak środowisko obce, tradycyjne i wykluczające poza margines wszystko co inne i nieprzystające do znanych schematów. Rothkę już wtedy pociągały lewicowe poglądy, co dodatkowo wzmagało jego niechęć do amerykańskiej młodzieży i wyrzucało na margines outsidera.
Mark Rothko porzucił uczelnię w 1923 roku nie uzyskawszy tytułu magistra.
Wkrótce przeniósł się do New York City gdzie zdecydował się na lekcje rysunku w Art Students League. Te w zasadzie były jedynym artystycznym przygotowaniem Rothki do wielkiej kariery.
Szukający abslotu nauczyciel plastyki
Przez 24 lata Mark Rothko pracował na nisko opłacanym stanowisku nauczyciela plastyki. Biedował, ale mimo wszystko bez presji poszukiwał własnego stylu artystycznego. Od fazy realistycznej, przez surrealistyczną i mitologiczną dotarł wreszcie do abstrakcyjnego ekspresjonizmu. Rothko był kolorystą. Z lekkością łączył kolorowe plamy prostokątów w intymne i ludzkie przekazy. Faktem jest, że nidgy nie zdradził czym de facto są te zgeometryzowane abstrakcje, ale to nie przeszkodziło mu w uzyskaniu tytułu jednego z najważniejszych abstrakcyjnych ekspresjonistów wszechczasów.
Wielka Depresja Ameryki
W połowie lat 30-tych XX wieku, amerykańskie społeczeństwo zaczęło odczuwać pierwsze skutki wielkiego krachu giełdowego i niespotykanej na tą skalę depresji finansowej. Atmosfera obaw i niepokoju o skutki masowego bezrobocia udzieliły się także artyście. Wtedy zdecydował się dołączyć do lewicującego zgrupowania artystycznego co przyczyniło się do poszerzenia znajomości o żydowskich artystów pochodzenia rosyjskiego m.in.: Adolpha Gottlieba, Josepha Solmana i Johna Grahama. Grupa funkcjonowała pod umowną nazwą „The Ten” i w taki sposób prezentowano ja w galeriach niedużego kalibru.
Lata 30-te w twórczości Rotki przesiąknięte były klaustrofobicznym ekspresjonizmem pełnym miejskich scen ujętych w soczyste kolory (Entrance to Subway (1938)).
Dekadę później Rothko porzucił realizm i coraz bardziej odpływał w stronę bardziej abstrakcyjnych obrazów przedstawiających ludzi, rośliny i zwierzęta. Łączył je z archaicznymi symbolami zaczerpniętymi z mitów, wierząc, że w ten sposób uda mu się oddać głębsze emocje. Człowieka postrzegał jako postać mityczną zmagającą się z wolną wolą i naturą. 1939 rok stanowił niejako moment przełomowy w życiu i twórczości Rothki. Zaniechał malowania by całkowicie poświęcić się studiowaniu mitologii i filozofii, znajdując szczególne upodobanie w „Narodzinach tragedii” Nietzchego. Na tej kanwie zrodziła się prawdziwa fascynacja artykułowaniem wewnętrznej ekspresji tkwiącej w artyście.
Ciemne oblicze duszy Rothki
Ekspresje te były jednak ciemne i ponure, odzwierciedlające nękające Rothkę depresje i niezdiagnozowaną chorobę dwubiegunową.
Malarz zwykł być grupowany z Newmanem i Stllem jako jeden z trzech twórców gatunku „color field painting” (z ang. malarstwo kolorowych płaszczyzn). Pod koniec lat 40-tych zaczął tworzyć pierwsze prototypy dla swoich najbardziej znanych dzieł. Jego „multi-formy” były pozbawione jakichkolwiek figur, a brzegi kolorowych plam złagodzone dodatkowymi obwolutami barw sprawiającymi wrażenie zawieszenia w przestrzeni.
To był sposób na zniwelowanie przeszkód stojących między artystą, obrazem a odbiorcą. Jego prace miały wznieść widza ponad zmechanizowane, komercyjne społeczeństwo, którym gardził Rothko.
Sekcje
W 1949 roku Rothko radykalnie zredukował liczbę form pojawiających się na jego obrazach, tym samym powiększając je do rozmiarów niemal całkowicie wypełniających powierzchnię płótna. Wyblakłe cieniowania widoczne są jedynie na brzegach „sekcji”.
Sekcjonalne plamy, w odczuciu artysty, lepiej oddawały jego pragnienie tworzenia uniwersalnych symboli dla ludzkich pragnień. Nie były to bynajmniej egocentryczne własne ekspresje ale ramy obrazujące kondycję człowieka w ogóle.
Enigmatycznie pojmowane sekcje stanowiły formalne zaprzeczenie intencjom artysty, ale ten nigdy nie chciał tłumaczyć światu swojej sztuki. Utzrymywał on natomiast, że jego styl zmienia się motywowany rosnącą chęcią uproszczenia zawartości obrazu.
Sztuka niekonkurująca
W ciągu życia Rothko wielokrotnie był nominowany do prestiżowych nagród i zaszczytnych ról. Odmówił reprezentowania Stanów Zjednoczonych na Biennale w Wenecji w 1958 roku, a chwilę później przyjęcia nagrody Fundacji Guggenheima. Były to jego osobiste akty protestu wobec traktowania sztuki jako dziedziny w ramach której artyści konkurują między sobą. Jednocześnie będąc klasyfikowanym jako abstrakcjonista, kolorysta lub przedstawiciel gatunku „non-objective color-filled painting”, dystansował się od tych sztywnych ram, woląc wizerunek artysty obrazującego ludzkie emocje: tragedię, ekstazę, przeznaczenie.
Przywiązanie do przekonań
Rothko twierdził, że w sztuce nie chodzi o percepcję formalnych związków między prezentowanymi elementami, ale o zrozumienie ich w odniesieniu do ludzkiego życia. Będąc nierozumianym podejmował destrukcyjne dla swojej twórczości i życia decyzje. W 1953 roku odmówił sprzedaży dwóch obrazów galerii Whitney tłumacząc, że „kieruje się głęboką odpowiedzialnością za życie, na które mogą mieć wpływ jego obrazy”. Odrzucił także kolejną intratną propozycję od Seagram Building, dla której miał namalować murale zdobiące wnętrza nowej restauracji Four Season. Towarzystwo jedzenia i pospolitego otoczenia urągało jego wielkiej sztuce przez co nie mógł odnaleźć własnego miejsca jako artysta w towarzyszącej mu rzeczywistości.
Kaplica Rothki
Dopiero w 1964 roku pojawiły się sprzyjające okoliczności do zaprezentowania artystycznej wizji szerszej publiczności. John i Dominique de Menil – znani amerykańscy kolekcjonerzy dzieł sztuki, zlecili Rothce namalowanie 14 wielkoformatowych murali zdobiących kaplicę uniwersyteckiego kampusu St. Thomas. Prace nad kaplicą toczyły się równolegle z kreowaniem zleconych dzieł. Architekci w porozumieniu z artystów stworzyli odpowiednie tło dla coraz ciemniejszej palety barw, jaką artysta posługiwał się w schyłkowej fazie swojej twórczości. Od momentu otwarcie kaplica Rothki stała się miejscem spotkań liderów religijnych z całego świata, w tym Dalai Lamy.
Towarzyszące widmo końca
Od 1968 roku, kiedy artysta trafił do szpitala z powodu tętniaka aorty, widmo śmierci rzuciło cień na resztę jego życia i twórczości. Cień był głęboki i dosłowny, ograniczył paletę stosowanych barw do zaledwie kilku odcieni szarości, granatu i czerni.
Dodatkowym ciosem był krzykliwy pop-art, który podbił Amerykę wraz Andym Warholem i Royem Lichtensteinem. Był to kierunek świeży, chwytliwy, łatwiejszy i bardziej podniecający niż prace Rothki. Nie zdążył się nasycić sukcesem, a już jego krótka sława została przyćmiona przez sztukę masową.
Wewnętrzne przekonanie, o tym że jego sztuka nie spotyka się z należytym szacunkiem rosło z niespotykaną dotąd siłą, mimo wielu momentów zwątpienia i słabości we wcześniejszych latach. Czuł, że inie posiada jako takiej głównej spuścizny, która definiowałaby jego artystyczne ambicje. Rzeczywistość wymykała się spod kontroli…
Na kanwie tych lęków powstała ostatnia seria obrazów „Black on Grays”, w skałd której weszło 25 płócin stanowiących istotne odstępstwo od stylistyki wcześniejszych prac. Były one podsumowaniem całego artystycznego życiorysu.
Śmierć kolorysty
Rothko stracił inspiracje i pasje, a jego formuła wypaliła się za życia, jak twierdzili najbliżsi przyjaciele. W wieku 66 lat odebrał sobie życie i ostatnią kolorową plamą jaką namalował była ta krwawa, okalająca jego ciało znalezione na podłodze łazienki. Był rok 1970, blisko 800 prac artysty trafiło do Marlborough Gallery sprzedanych za ułamek swojej wartości. Dopiero po wieloletniej batalii prawnej, córka Kate – zrodzona z drugiego małżeństwa artysty, odzyskała połowę obrazów na rzecz fundacji imienia ojca. Te natomiast trafiły do największych galerii i muzeów całego świata.
Kolekcjonerska wartość „rothek”
Choć jeszcze za życia Rothko został uznany przez środowisko artystyczne, to dopiero po śmierci jego obrazy zaczęły być chętnie kupowane. Zainteresowanie nabywców było tym większe, że malarstwo Rothki miało duży walor dekoracyjny – żywe kolory i formaty dzieł szczególnie przypadły do gustu milionerom urządzającym nowoczesne posiadłości. Już w 1971 roku ceny jego obrazów podwoiły się, sięgając 80 tysięcy dolarów. W 1987 roku jedno z jego płócien osiągnęło cenę 560 tysięcy dolarów, ale prawdziwy szał na jego malarstwo miał dopiero nadejść pod koniec lat 90. XX wieku. Wtedy „rothki” osiągały już na aukcjach ceny około 10 milionów dolarów. Każdy kolejny rekord, ustanawiany przez najbardziej udane, dużych rozmiarów dzieła, windował ceny mniejszych i słabszych o 20-50 procent. O obrazy Rothki zabiegali najwięksi kolekcjonerzy prywatni i instytucjonalni płacąc zawrotne ceny.
Obraz „Pomarańczowe, czerwone, żółte” z 1961 roku został sprzedany na aukcji w Nowym Jorku za 86,9 miliona dolarów! „Royal red and blue” za 75,1 miliona dolarów trafił pod młotek na aukcji Sotheby’s w 2012 r. To zapewne tylko zapowiedź dlaszej mody na tego nierozumianego, acz pożądanego artystę.
Zobacz także: