Marka Hugo Boss objęła patronat nad wystawą An Eames Celebration w Muzeum Vitry, by podkreślić nowy wątek w historii marki – limitowaną kolekcję toreb i akcesoriów inspirowanych latawcami amerykańskich projektantów. Prezentacja nowych produktów była okazją do rozmowy z kurator wystawy Jolanthe Kugler. O źródła geniuszu Eamsów pytała redaktor naczelna Agnieszka Bzdyra.
Dlaczego Eamsowie są tak inspirujący dla innych współczesnych projektantów? W latach 40. i 50. było wielu wspaniałych designerów, ale to właśnie projekty Eamsów pozostają niezmiennie świeże i żywe…
Zapewne dziwnie to zabrzmi, ale prawda jest taka, że Eamsowie nigdy nie byli modni czy stylowi, w tym sensie, że nie odpowiadali aktualnie obowiązującej modzie. W jakimś stopniu odrzucali trendy, a zamiast nich poszukiwali uniwersalnych odpowiedzi na uniwersalne problemy. Te natomiast zawsze pozostają takie same. Dobre krzesło w rozumieniu Eamsów miało być po prostu dobrym krzesłem. To, co modne w latach 50., zwykle przestawało takie być dekadę później. A oni produkowali po prostu meble do siedzenia, z trwałych materiałów, doskonale wykonane. W zasadzie ich design nie podlegał żadnym udoskonaleniom, bo był perfekcyjny pod każdym względem. Dlatego meble Eamsów po kilkudziesięciu latach nie straciły nic ze swojej praktyczności i doskonałości.
Fakt, podchodzili do designu w sposób praktyczny, który zaspokajał podstawowe ludzkie potrzeby…
Nie wymyślali czerwonego krzesła, które wyglądało jak mediolańska dyskoteka, bo taki był trend w latach 60. Tworzyli zwykły mebel.
W momencie ich największej popularności opierali się modern movement, który rewolucjonizował świat designu, i koncentrowali się na funkcjonalności…
Owszem, ale nie chodzi tylko o taką fałszywie pojmowaną funkcjonalność, jaką proponował Bauhaus, kiedy meble wyglądały na proste, ale były skrajnie niewygodne. Głębiej rozumiana funkcjonalność miała jeszcze jedną warstwę, złożoną z emocji. Sam komfort nie wystarcza – ludzie cenią wygodne krzesło, ale zwykle spodziewają się, że poza tą najbardziej naturalną cechą będzie ono w jakiś sposób przemawiać do ich głębi, budzić jakieś uczucia.
Dlaczego twierdzisz, że Bauhaus był fałszywy w swych założeniach?
Designerzy, którzy wyszli z tej szkoły, zawsze kombinowali wokół technicznej funkcjonalności mebli, spirytualnej funkcjonalności, i emocjonalnej. Moim zdaniem popełnili duży błąd, czyniąc z designu przedmiot intelektualny. Ich design był niezrozumiały, zbyt zawiły dla przeciętnego człowieka – właśnie ze względu na tą intelektualną warstwę.
Szukali zatem „pierwiastka X”, który de facto ich zgubił…
Tak. W tym samym czasie Eamsowie tworzyli coś zgoła prostszego, bardziej ludzkiego i przyziemnego. Jedyne pytanie, jakie stawiali użytkownikom produktów, dotyczyło prostej kwestii podobania się lub nie ich języka estetycznego.
Więc Twoim zdaniem lepiej, jeśli język designu jest prosty, rozumiany przez masy, a nie ledwie garstkę specjalistów od formy?
Faktem jest, że zarobić można jedynie na produktach, które kupują wszyscy, a użyteczność limitowanych form zwykle jest niska, bo są one raczej formą sztuki. Ale to nie oznacza, że nie ma miejsca na limitowane edycje czy produkty takie jak te Bauhausu. Przez nie wyraża się wyższy poziom rozwoju ludzkości, przemawia humanizm. To im robi się duże zdjęcia i to je zapamiętuje się na zawsze.
Eamsowie opanowali sztukę wyciskania esencji z designu. To tak jak z efektowną hiszpańską szkołą gotowania, w której bierze się 20 marchewek i wyciska esencję, by następnie zamknąć ją w innej formie. To już nie jest zwykła marchew, ale esencja tego, co w niej najlepsze. Podobnie jest z Eamsami, którym udało się przetworzyć wszystkie te humanistyczno-intelektualne pomysły na design pojawiające się tuż przed II wojną światową na język prostych form, rozumianych przez całe społeczeństwa.
Przez całe swe życie eksperymentowali z designem. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że ich produkty są happy endem tych eksperymentów. Jak sądzisz: byli geniuszami czy mieli po prostu dużo szczęścia?
Ani jedno, ani drugie. Po prostu niesamowicie ciężko pracowali.
No tak, byli pracoholikami.
W ich życiu nie było różnicowania między pracą a czasem wolnym. Sądzę, że nie wiedzieliby, co z nim zrobić. Kochali to, co robili, więc robili to nieustannie, 24/7. Ich sukcesom sprzyjała praca w specyficznym duecie: artystka plus architekt. Łącznie dysponowali bardzo szeroką wiedzą na temat koloru, struktury, materiałów… W pojedynkę trudno byłoby się im wybić poza dziedzinę, w której się specjalizowali. Razem jednak mogli stawiać trafne pytania i szukać odpowiedzi wymagających wiedzy z wielu obszarów. To czyniło ich wyjątkowymi.
Ciężka praca i determinacja także miały znaczenie – przecież zanim powstało pierwsze krzesło z jednego kawałka giętej sklejki, minęło 10 lat, przeplatanych próbami i błędami.
Estetyka, jaką zaproponowali w latach 50., ciągle pozostaje nowoczesna. Jak to możliwe, że moda na Eamsów nie mija?
Oni nie ograniczali się do tworzenia pojedynczych produktów. Jeśli powstało krzesło, natychmiast budowali wokół niego cały świat, pasujący do jego estetyki. W zasadzie ich design odzwierciedlał sposób zachowania i myślenia ówczesnego społeczeństwa, był częścią czegoś znacznie większego. Nie chodziło o styl danego okresu, ale o styl życia. W latach 50. nastąpiło znaczne przyspieszenie życia, które trwa po dziś dzień w spotęgowanej formie. Ludzie nie przywiązują się do rzeczy, rozwodzą się, zmieniają pracę, miejsca zamieszkania… Więc raz na jakiś czas chcą mieć przy sobie coś, co będzie świadczyć o ich historii, przypominać o przeszłych doświadczeniach. Chcą w tym zmiennym świecie być otoczeni przedmiotami, które mają dla nich wartość, nie tylko materialną, ale przede wszystkim emocjonalną.
Eamsowie wynaleźli coś, co nazwali functioning decoration. Był to sposób dekorowania otoczenia, ale w takim rozumieniu, jak medycyna rozumie ciało ludzkie – jako całość złożoną z wielu skomplikowanych i ważnych elementów. Było to ujęcie holistyczne, dlatego dorobek Eamsów jest tak bogaty: od mebli, przez tkaniny, po fotografie i filmy. Można w tym wszystkim odnaleźć osobisty stosunek do dekorowania, z wieloma jego warstwami, które odpowiadają poszczególnym okresom w życiu człowieka. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, że to, co robili Eamsowie, było proste, w rzeczywistości jest bardzo złożone i wielowymiarowe.
Mówiliśmy o funkcjonalności designu Eamsów, choć obecnie często postrzega się go jako dzieło sztuki użytkowej. Gdzie jest klucz do tej dwuznaczności?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zapytać, czy byli designerami, czy też artystami. Ja sądzę, że byli przede wszystkim designerami, artystami zaś jedynie bywali. Kiedy podejmowali się artystycznych przedsięwzięć, rodziły się dzieła sztuki.
Charles mawiał: „Dobry design z czasem ma szansę stać się dziełem sztuki”.
Z czym zatem dzisiaj mamy do czynienia, celebrując wspólnie z marką Hugo Boss launch nowej limitowanej kolekcji toreb i akcesoriów?
Powiedziałabym, że jest to umiejętność użycia artystycznych talentów w designie. Ray, zapytana, dlaczego porzuciła sztukę, odpowiedziała: „Ja nigdy z niej nie zrezygnowałam, wykorzystuję ją jedynie w inny sposób”. Każdy więc jest artystą, ale nie każdy tworzy dzieła sztuki. Chodzi o artystyczny sposób myślenia o designie. Produkty Hugo Boss to design z artystycznym wątkiem.
Dziękuję bardzo za tę fascynującą rozmowę.
Wywiad oryginalnie opublikowany w magazynie Point of Design wiosna/lato 2017.
Zobacz także: