Na przykładzie tej włoskiej marki możemy prześledzić dokładną ścieżkę rozwoju słynnej jakości Made in Italy. Silne zakorzeniona w rodzimej tradycji rzemieślniczej marka powstała dzięki współpracy najbliższej rodziny. Angelo Molteni założył swój artystyczny warsztat w 1934 roku w historycznie przesiąkniętej tradycją tworzenia mebli Brianzie.
„Od 1934 roku do chwili obecnej trwa długa podróż, z kilkoma przeszkodami i wieloma wyzwaniami po drodze. Cały czas towarzyszy nam poczucie, że nigdy nie jest dość… Sama wiedza nie wystarcza, dlatego każdego dnia mamy obsesję na punkcie jakości i w każdego szczegółu”. To motto przeczytamy na stronie producenta.
Początki Molteni
Lata 30. i 40. Angelo Molteni poświęcił na rozwój swojego biznesu i już w kilkanaście lat po założenia interesu, zatrudniał już 60 osób. W latach 50. był już odpowiedni moment, aby przejść na kolejny poziom. W 1955 firma wystartowała w organizowanym po raz pierwszy konkursie “Mostra Selettiva – Concorso Internazionale del Mobile” w Cantù. Pokazano wtedy projekt szwajcarskiego architekta Wernera Blasera. Komoda z szufladami, wyróżniająca się widełkowatymi, geometrycznymi łączeniami zdobyła pierwszą nagrodę. Jednocześnie był to prototyp nowoczesnego dzieła jakim może być mebel.
W latach 60. kolejnym kamieniem milowym w historii firmy był udział Angelo Molteniego w założeniu najznamienitszej imprezy branżowej. Pierwsza edycja Salone del Mobile w Mediolanie została zainaugurowana 26 września 1961 roku. Na efekty nie trzeba było czekać długo, ponieważ już w 1968 roku, z produkcji tradycyjnych mebli, w ciagu zaledwie kilku miesięcy firma przekwalifikowała się na producenta nowoczesnego designu.
Nowe rynki i kooperacje
W dziesięć lat później Molteni zaangażował się w kolejne przedsięwzięcie, tym razem wchodząc na arenę branży kontraktowej. Carlo Molteni wspomina
„Wyposażyliśmy dwie ambasady w Arabii Saudyjskiej i duży hotel w Egipcie. Dzięki tym dwóm doświadczeniom rozpoczął działalność dział kontraktowy Molteni. […] Z jednej strony dostosowujemy, z drugiej standaryzujemy, podwójne podejście i wizja.”
Kolejne lata obfitowały w różnego typu kolaboracje. Najważniejszą, trwającą przez 20 lat była współpraca z Aldo Rossim, który w 1990 roku otrzymał Nagrodę Pritzkera. W latach 90. szwajcarski grafik Felix Hummak odświeżył logotyp oraz wyznaczył nowy kurs komunikacji firmy. W jej efekcie marka postawiła na najważniejsze, czyli dom. Idea ta towarzyszyła Molteni między innymi podczas odbierania zaszczytnego tytuły Compasso d’Oro za całokształt swych dokonań. W tym samym czasie Jean Nouvel, na potrzeby Fondation Cartier w Paryżu, zaprojektował ikoniczną serię Less.
Molteni w XXI wieku
Nowego milenium nie sposób było powitać z większym rozmachem. W 2003 roku otwarto w Wenecji The Gran Teatro La Fenice. Teatr został przebudowany zgodnie z projektem Aldo Rossiego, a wszystkie drewniane elementy wykonała firma Molteni&C. Rok później firma rozpoczęła produkcję mebli tapicerowanych, odpowiadając na rosnące oczekiwania rynku. Nie mogło pójść szybciej i lepiej, ponieważ już w ciągu kilku następnych lat, nowe meble projektowali dla marki między innymi Patricia Urquiola, Ferruccio Laviani, Rodolfo Dordoni, Hannes Wettstein oraz Ron Gilad.
Nieprzerwane pasmo sukcesów trwa, od budowy sieci dealerskiej z 40 salonami flagowymi na całym świecie, po obchody 80-lecia istnienia marki w 2014 roku. Na dodatek w 2016 roku dyrektorem kreatywnym Molteni&C został Vincent Van Duysen. Ten belgijski projektant określa teraz stylistykę nie tylko produktów, ale także unifikuje marki zrzeszone pod szyldem Molteni projektując nowe przestrzenie wystawiennicze. Prawdziwy świat doskonałej jakości i wyrafinowanej elegancji otwiera się za drzwiami każdego z nowych salonów flagowych, tak jak tu na Manhatanie.
Poetycki purysta – Vincent Van Duysen
Belgijski designer i architekt – Vincent Van Duysen – rozmawia o „sztuce życia” z redaktor naczelną – Agnieszką Bzdyra. Jego język estetyczny skoncentrowany wokół czystości form i autentyczności stanowi antidotum na dynamikę współczesnego świata.
Zanim zacząłeś realizować projekty architektoniczne w większej mierze skupiałeś się na wnętrzach i tzw. „sztuce życia”. W jaki sposób obie dyscypliny przenikają się i wpływają na Twoją pracę?
Kiedy w 1985 roku skończyłem studia moją pierwszą pracą było właśnie dekorowanie wnętrz we własnym kraju, a później także współpraca z projektantami wnętrz w Mediolanie. Dla mnie ważne było zrozumienie, w jaki sposób ludzie żyją we własnych domach. Takie właśnie odkrycie „sztuki życia”, którą następnie mógłbym przełożyć na realizowane przeze mnie projekty. Nigdy nie myślałem o projektowaniu wnętrz w oderwaniu od architektury. Wnętrza są architekturą, splecione z nią w czułym uścisku.
W jaki sposób praktyka w studio Ettore Sottsassa ukształtowała Twój własny warsztat projektowy?
Czas moich studiów przypadał na okres rozwoju Postmodernizmu. Zarówno ja, jak Aldo Cibic z którym współpracowałem w Sottsass Associati w Mediolanie, nauczyliśmy się wtedy cenić proste formy i szukać w tej prostocie, tego co niezbędne i piękne.
Choć Twoje prace są bardzo minimalistyczne sprawiają wrażenie ciepłych i wręcz poetyckich. W jaki sposób udaje Ci się z taką lekkością osiągać efekt spokoju i wyciszenia we wnętrzach, które projektujesz?
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem zimnego, bezdusznego minimalizmu, jednak moje wnętrza muszą zachować swą „czystość”. Kiedy już udaje mi się opracować geometryczne pryncypia projektu, wtedy przechodzę do procesu nakładania kolejnych warstw odpowiednich materiałów. Właściwe zachowanie proporcji sprawia, że wszystko, co znajduje się we wnętrzu wydaje się być niezbędne. To takie trzeźwe doświadczenie wnętrza z duszą.
Ku jakim materiałom skłaniasz się najbardziej i dlaczego?
Jako Belg mam wrodzone zamiłowanie do lnu, naturalnych kamieni i drewna jesionowego. Lubię stosować naturalne i trwałe materiały w swoich projektach. Traktując je jednak w różnorodny, czasem nowatorski sposób staram się zmienić ich tradycyjny kontekst i odbiór, albo wręcz nadać nowoczesny wymiar.
Dzisiejszy świat tworzy coś na kształt paradoksu pomiędzy byciem autentycznym i jednocześnie innowacyjnym. Czy jest coś, co szczególnie niepokoi Cię w krajobrazie współczesnego designu?
Żyjemy w szybkim tempie, w społeczeństwie skoncentrowanym na konsumpcji „na żądanie”, które to sprzyjają zatraceniu wartości i poszanowania dla sztuki rzemiosła. Fakt ten sprawia, że musimy być bardziej uwrażliwieni na jakość i piękno dobrego designu. Poczucie bycia otoczonym domową atmosferą stanowi współcześnie kolejne wyzwanie projektowe. Nawet wnętrza wypełnione nowoczesnymi technologiami dążą do zachowania swojej autentyczności i spójnej konsystencji poprzez ukrycie wszelkich „obcych” tworów zakłócających doświadczenie domu, jako bezpiecznego azylu.
Sądzę, że technologia jest nieco przeceniana współcześnie. Nie powinna górować nad kreacją i samą formą. Odnoszę wrażenie, że to niestety technologia determinuje powód, dla którego projektowane jest krzesło, fotel czy łóżko… A przecież w ich istocie zawierają się zupełnie podstawowe potrzeby i funkcje.
Idealne wnętrze dla Ciebie to?
Miejsce, w którym czuję się jak w domu. Przestrzeń, która koi Twoje zmysły.
Na przestrzeni lat wypracowałeś indywidualne podejście projektowe do wnętrz rezydencjalnych. Jak ono ewoluowało?
Sądzę, że mój sposób pracy jest stosunkowo niezmienny. Moja druga z kolei Monografia, opublikowana jesienią ubiegłego roku przez Thames&Hudson, w jakiś sposób oddaje ten konstans. Sądzę, że mój design jest po prostu bardziej dojrzały. Moje podejście obejmuje wszystkie aspekty projektowania – z poszanowaniem kontekstu i tradycji – w ramach których sensualnie i fizycznie doświadczamy wnętrza, materiałów i światła, które de facto plasuje użytkownika w samym epicentrum. Funkcjonalność, trwałość i komfort stanowią zasadnicze komponenty mojej pracy jako designera i architekta. Mój język architektoniczny nie jest skromny czy nieśmiały estetycznie, ale zdecydowanie opiera się modzie i trendom.
Mimo wszystko… Jakie Twoim zdaniem są główne trendy w interior designie i w jaki sposób oddają kondycję socjo-kulturową europejskiego społeczeństwa?
W związku z tempem i płynnością współczesnego designu, naprawdę trudno jest przewidzieć kolejny trend. Mimo tego, sądzę, że design zmierza w kierunku uproszczenia proporcji i sensualności. Przynajmniej w projektach, które ja realizuję we współpracy z różnymi markami staram się uchwycić esencję prostoty. Przy okazji w sposób nieumiarkowany wprowadzam techniczne szczegóły, które zarówno dla mnie, jak również producentów z którymi pracuję, stanowią ekscytujące wyzwanie.
Czym dla Ciebie jest luksusowy design?
Wnętrze wydaje się luksusowe i komfortowe wtedy, kiedy zostaną uwzględnione jego bazowe elementy. Te ponadczasowe w swej urodzie i funkcjonalności zostały zdefiniowane poprzez bardzo rygorystyczne zastosowanie niezbędnika złożonego ze światła, kształtów i materiałów. Równowaga między zawartością a pustką jest po prostu niezbędna. Oczywiście bogactwo wnętrza zależy od użytych w nim materiałów, które postrzegane są jako zdobne i luksusowe – aksamity, wędzone drewno czy nieco rozmyte barwy.
O jakim projekcie marzy Vincent Van Duysen?
Chciałbym zaprojektować schronienie w otoczeniu natury, w którym można odpocząć z dala od przepełnionego obowiązkami życia zawodowego i wszystkich codziennych zakłóceń. Coś bardzo poetyckiego, ale przełożonego na mój indywidualny język designu. Takie miejsce do relaksu, wypełnione sztuką, rzeźbami… Nie musi to być muzeum, ważne by pozwalało skierować myśli w jakimś przyjemnym kierunku…